środa, 27 marca 2013

pożegnania czas

Wiedziałam, że kiedyś to nastąpi, czy byłam na to przygotowana, nie wiem, nie wiem czy można się przygotować na odejście bliskiej osoby. Choć każda wizyta utwierdzała mnie w przekonaniu, że każdy dzień jest dla niej cierpieniem, każdy dzień to męka a śmierć będzie końcem tych cierpień i ukojeniem. Nadszedł dzień, którego bałam się najbardziej po odejściu rodziców, odeszła cicho jak powiedział dzisiaj ksiądz. Dzisiaj pożegnałam na zawsze swoją babcią, która przeżyła wiele, nie miała lekko, życie jej nie rozpieszczało, a ostatnie miesiące były udręką, dla niej, nie dla nas. Żal było patrzeć jak się męczy, ale czy wypada prosić o śmierć. Odeszła a ja czuję ogromny spokój, chyba jeszcze takiego nie czułam w życiu, jest smutek, jest żal bo coś bezpowrotnie w moim życiu się zmieniło. Kolejny rozdział, kolejny etap. Cały czas zastanawiam się czy są tam teraz wszyscy razem, mam nadzieję, że są i są szczęśliwi

sobota, 16 marca 2013

Home sweet home

Tak, tak można powiedzieć, że w dniu dzisiejszym kupiliśmy dom, póki co podpisana umowa przedwstępna, umowa notarialna będzie podpisana w ciągu najbliższych dwóch tygodni, wtedy oficjalnie staniemy się  właścicielami domu. Można śmiało pokusić się na określenie dom, bo jest to domek w zabudowie szeregowej z kawałkiem ogródka, garażem, ogromnym tarasem i ciut mniejszym balkonem. Teraz to dopiero się zacznie, urządzanie, wyprawy do sklepów, projektowanie itd. Nieoceniona pomoc blogowej koleżanki przy trudnych decyzjach, dziękuje Sylwia i przepraszam za zamęczanie:-) znalazłam alternatywę dla Twoich płytek choć ciężko znaleźć mi je we Wrocławskich sklepach, a przez internet jak rozmawiałyśmy strach zamawiać. Może coś jeszcze wpadnie mi w oko. Okazuje się, że całkiem niezły ze mnie projektant, wczoraj zaprojektowałam sobie łazienki, sama, jestem z siebie dumna.
Sąsiedzi i ich głupie zagrywki przestały robić na mnie wrażenie, luz totalny, olewka po całości na wszystko. Na syf na korytarzy też, ostatecznie to już nie mój korytarz to co mam się ścierać i go sprzątać. Odkąd tu mieszkamy sprzątałam ja a hrabianka palcem nie kiwnęła, a teraz chce pokazać kochasiowi jaka to ona jest porządna i jak wielce sprząta i ma me błogosławieństwo.
Za dwa tygodnie wyjeżdżam, muszę zaopiekować się dziećmi brata,by on mógł przyjechać siostrzyczce zrobić mieszkanko na glancuś.  Niestety życie jest takie, że bratowa ma musi opuszczać rodzinę i jechać zarabiać na chleb do obcego kraju. Ja to się nawet cieszę, nie z wyjazdu bratowej bo jest mi bardzo bliska i tęsknię za nią strasznie. Cieszę się, że opuszczę ten lokal na przynajmniej dwa tygodnie, odpocznę, naładuję baterię, wrócę, po wkurzam sąsiadów i się wyprowadzę. A wtedy miejmy nadzieję będzie już piękna wiosna, ciepełko, zero błota i chlapy i wreszcie przestanę marznąć w nogi. Strasznie długo trzyma ta zima w tym roku, ja wiem, że teraz szczapy kolej odśnieżania i powinna nadrobić za całe życie, ale już niech odpuści ten śnieg i dowali jej jeszcze w grudniu, a teraz wypad.
W sumie to chyba jeszcze do mnie nie dociera to co się dzieje, bo to jest tak nieprawdopodobne. Myślałam,  że będziemy na nich skazani do końca życia, nie sądziłam, że kiedykolwiek zostanie podjęta taka decyzja, przynajmniej nie póki żyje babcia. A babcia chyba chce mieć spokój na reszta życia i nie ma ochoty się z idiotami ścierać, choć w sumie nie musiała bo mieszka teraz u teściów. Szkoda gadać bo za 2,5 miesiąca może szybciej będzie po wszystkim, nie zobaczę ich nigdy więcej, nikt mi już nie będzie wietrzył, nie będę marznąć, słuchać trzaskania drzwiami, darcia mordy itd.

środa, 6 marca 2013

Choć życie czasem rzuca kłody

Czasem człowiekowi się wydaje, że koniec jego prblemów jest bliski i wszystko idzie ku lepszemu, że jeszcze chwila i dostanie klucze do swojego nowego mieszkania, a ze starym i "uroczymi" sasiadami niebawem się pożegna, kiedy wszystko jest na wyciągnięcie ręki okazuje się, że nic z tego. Perspektywa, że nie uda nam się prędko sprzedać bo jakby nie patrzeć chętni nie walą drzwiami i oknami i bark nadzieji na lepsze jutro jest tak dołujący, że żyć się odechciewa. Wściekłość, żal, smutek, bezradność. A dziś... dziś wszystko się zmieniło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdzki, przyszła wiosna, no może jeszcze nie wiona, ale wyszło upragnione słońce i perspektywa rychłego zrzucenia zimowej kurtki i butów podnosi człowieka na duchu do tego stopnia, że chce się żyć, chce  się rano wstać i wyjść z dzieckiem na spacer, do parku, naszego ukochanego parku, chyba najpiękniejszego parkku we Wrocławiu. Jest słońce, jest ciepło, jest słońce i jest perspektywa. Dziś podpisalismy umowę i od dziś oficjalnie stalismy się osobami bezdomnymi mieszkającymi już nie w swoim mieszkaniu. Udało się sprzedaliśmy to przeklęte mieszkanie, choć pani zafundowała nam wiele nerwów, choć nie raz na niej psy wieszałam, bo sama nie wiedziała czego chce. W końcu się zdecydowała, troszkę jeszcze zeszliśmy z ceny i poszło. Nie ma chyba niczego cenniejszego niż święty spokój i świadomość, że chyba oto trafiła kosa na kamień i nowa właściecielka, ma zamiar pokazać gówniarze, że  nie jest taka ważna jak się jej zdaje. Wiedziałam, że jest sprawiedliwość i prędzej czy później zapłaci za to wszystko co nam zrobiła, nie sądziłam jednak, że będzie to raczej prędzej.
Nie wiem, nie rozumiem jak można być tak złośliwym i tak kłamać, chyba nie jesteśmy do końca w stanie kogoś poznać, nigdy bym nie przypuszczała, że ona jest aż tak podła a już na pewno, że jest takim kłamczuchem. Myślała, że nakłamie, oczerni nas, postraszy a tym samym zrazi potencjalnych kupców ależ będzie miała zdziwioną minę jak zobaczy, że pani się jednak zdecydowała.