piątek, 25 października 2013

mama driverem

Wciąż w to nie wierzę, mam prawo jazdy, od wczoraj oficjalnie jestem kierowcą. Moja przygoda z prawem jazdy zaczęła się 9 lat temu, wtedy w trakcie zmieniły się zasady egzaminowania i po pierwszym nie zdanym egzaminie dałam sobie spokój, powód prosty brak kasy na kolejne egzaminy i jazdy. to był ciężki okres w moim życiu i ja pomyślę sobie, że ja wtedy miałabym być kierowcą to jednak nie był ten czas. Dopóki mieszkaliśmy we Wrocławiu prawko nie było mi aż tak potrzebne, a tu na wsi jest to niezbędne do życia jak powietrze. Pierwszą motywacją było przedszkole oddalone o 12km, dzięki uczynności siostry mojej bratowej jakoś udało nam się do tej pory młodego wozić do przedszkola, ale jak jej mała była chora nasz tez nie chodził bo nie było go jak dowieźć. Wzięłam się w sobie, zadzwoniłam do WORD-u zapytałam czy może robić na nowo kurs, okazało się, że nie (ufff) wykupiłam kilka lekcji, pojeździłam, zdałam teorię, potem była pierwsza porażka na egzaminie praktycznym i wczoraj o matko się udało. Słowa egzaminatora "bardzo dobrze mi się z panią jeździło" bezcenne, wynik pozytywny. Egzaminator ludzki, miły, sympatyczny, przystojny, zagadał, rzucił żartem i jakoś poszło, zero stresu, czułam się mega spokojnie i bardzo pewna siebie, jeździłam sobie jakim wiozła kolegę a nie egzaminatora. Na prawdę życzę takiego egzaminatora każdemu na egzaminie. Pierwszym razem tak mnie stres zjadł, że nie wyjechałam z łuku, miałam minę taką jak weszłam na plac manewrowy, że egzaminator się mnie spytał czy mi kto zdechł ale nawet nie miałam siły żartować a egzaminator też miły i sympatyczny. Oblałam ale tak mnie niestety zdołował mój instruktor, dzień przed egzaminem zgotował mi piekło, w dniu egzaminu też miałam jazdę i dołożył do pieca, ja szłam na ten egzamin z przekonaniem, że żaden ze mnie kierowca, zero wiary we własne siły i możliwości, co mi potem powiedział, że jeździć umiem tylko brak mi pewności siebie to po co wcześniej tak dołował. wczoraj przed egzaminem też miałam jazdę z jego pracownikiem, młody chłopak, który na początku nie przypadł mi do gustu, wydawał mi się strasznym mrukiem, ale jak z nim pojeździłam kilka razy zmieniłam zdanie, a wczoraj całą jazdę się nabijaliśmy, żartowaliśmy a ja sobie jeździłam na luzie i z takim pozytywnym nastawieniem poszłam na egzamin,  pożyczył mi powodzenia i powiedział, nie to żeby mi się z Panią źle jeździło, ale mam nadzieję, że się już nie spotkamy, zapytałam go tylko, czy jest szansa, powiedział, że tak i poszłam zdać. Teraz praca i wracam na studia i się bronię i pokaże mojej teściowej, że też potrafię, ale robię to przede wszystkim dla siebie nie dla niej. A zaszła mi franca ostatnio za skórę i nasze stosunki są powiedziałbym dość oschłe i bardzo służbowe. ale nie będę sobie psuła tak optymistycznej notki opowieściami o teściowej.
dodam tylko, że przedszkole naszego synka jest daleko, ale nie umiem znaleźć żadnych innych jego minusów, a dziecko zmienia się nie do poznania. Strasznie go to rozwija a przedszkole można powiedzieć prowadzone w rodzinnej, ciepłe atmosferze. Tydzień temu w dniu egzaminu dostałam od siostry sms-a powodzenia na egzaminie. Wczoraj tez bardzo czekała aż przyjdę po Mikołaja i cała zniecierpliwiona pyta jak egzamin, jak powiedziałam, ze zdałam to się bardzo ucieszyła. Zawsze uśmiechnięta, serdeczna, serdeczna dzieci do niej lgną. Jestem bardzo zadowolona i cieszę się, że się tu nie dostał do tego molochu.

niedziela, 11 sierpnia 2013

tak trudno podjąć decyzję

Od jakiegoś czasu mój instynkt macierzyński szaleje i woła chcę zostać mamą po raz drugi i wtedy odzywa się zdrowy rozsądek, czy damy radę finansowo z dwójką dzieci. Ciężko jest wydedukować ile trzeba mieć miesięcznego przychodu by wyżywić, ubrać i zadowolić czteroosobową rodzinę, czy nie jest czasami tak, że ile byśmy nie mieli to wciąż będzie miało i nigdy nie będzie nas stać na to drugie dziecko. Co niektórzy co startowali z nami spodziewają się już trzeciej pociechy a my dalej się boimy, fakt u nich ani jedno z tej trójki nie było planowane więc może czasem lepiej iść na żywioł i cieszyć się lub zmierzać z tym co los nam dał. Jestem boi dupą i przyznaje się do tego z ręką na sercu, ciężko mi było podjąć decyzję z tych samych powodów co teraz i jakoś z głodu nie umarliśmy, fakt wtedy pracowaliśmy oboje, nie mieliśmy kredytu na karku i przynajmniej przez pół roku miałam macierzyński. A teraz jedna pensja, kredyt i jedno dziecko na utrzymaniu czy podjęcie decyzji o drugim to nie będzie brak odpowiedzialności z naszej strony, skrajna głupota. Z drugiej jednak strony czy dziecko będzie szczęśliwsze jak będzie miało tonę ciuchów, tonę zabawek a nie będzie się miało tym z kim podzielić. Marzę o córeczce, malutkiej dziewczynce z blond, kręconymi włoskami biegającej po domu, chcę ubierać ją w sukienki, zaplatać warkocze itd. Jeśli jednak wierzyć wróżbie, którą mi wczoraj zrobiono nie będzie mi to dane, bo według tej wróżby będę miała dwóch synów. Znając moje szczęście i życie to ta cholerna wróżba się spełni i o córce będę mogła pomarzyć. A z drugiej strony to co zamówień na dziecko nie ma, jakie będzie to zawsze będzie nasze, kochane i najwspanialsze nawet jak będzie drugi syn. Często rozmawiamy o drugim dziecku, ale decyzję podjąć mi ciężko, no boję się, zwyczajnie dygam. Czy czekać jeszcze rok i wierzyć, że zdarzy się cud i Mikołaj dostanie się za rok do przedszkola a ja zaczepię się do jakiejś pracy i wtedy wrócimy do tematu. Jedno jest pewne co ma być to będzie i czy mamy mieć drugie dziecko teraz czy za rok czy dwa czy za dziesięć to tak pewnie się stanie, przeznaczenia nie zmienimy.
A teraz z innej beczki, dacie wiarę, że trzy lata temu leżałam sobie na patologii ciąży z moim małym skarbem przy boku, był taki maleńki, taki cudowny, kochany, nasz mały cud, śliczny, wyczekany. Wydaje się, że to było wczoraj, zaledwie chwilę temu, a ten mały obywatel ma już trzy lata i dwa dni, jest taki duży, samodzielny, no poza pewnymi kwestiami. Uparty jak osiołek, ale nadal kochany, cudowny i wspaniały a jaki przystojny :-) ma swojego przyjaciela Filipka, za którym bardzo tęskni bo już nie mieszkamy od siebie tak blisko i widujemy się rzadziej. Nikt i nic nie było wczoraj ważniejsze od Filipka, prezenty, reszta gości, tylko Filip. Miło na nich popatrzeć jak bardzo się lubią, jak pięknie się bawią, robiąc czasem przy tym mega bałagan, dwa kochane urwisy. Filip czeka na rodzeństwo i to jest argument za tym żebyśmy i my się postarali o rodzeństwo dla Mikołaja. Nie wiem co będzie to będzie, ale chyba jednak wstrzymam się jeszcze rok.

czwartek, 25 lipca 2013

zdjęcia obiecane

Korytarz

Sypialnia

Sypialnia


Łałazienka

Łałazienka

Pokój Mikołaj




Kibelek

Kibelek na dole

Wiatrrolap

Kuchnia

Kawałek salonu

Łazienka

sobota, 13 lipca 2013

życie zwolniło

Odkąd mieszkamy w nowym domu, w małym podwrocławskim miasteczku życie znacznie zwolniło, zeszło na zupełnie inne tory, szczęśliwe tory, bez nerwów, stresów i obawy co znowu wymyślą uroczy sąsiedzi. Nie ma niczego lepszego niż komfort psychiczny, możliwość złapania oddechu pełną piersią bez obaw, że za chwilę ktoś cię rozdepta jak robaka. Oczywiście moja kochana teściowa nie szczędzi nam wrażeń i dokłada swoje do pieca, ale to da się przeżyć, olać, nie przejmować. Zawsze taka była, jest i będzie i nic i nikt tego nie zmieni, mogłabym jej powiedzieć co o niej sądze i wygarnąć wszystko co mi leży na wątrobie tylko obawiam się, że skończyłoby się to dożywotnim zerwaniem kontaktu, nie powiem, żebym jakoś strasznie ubolewała z tego powodu, bo akurat teściowa mi do szczęścia potrzebna nie jest. Jednak nie potrzebuję kolejnego kwasu, może będę jej delikatnie dawkować co do niej mam, albo zrobię to tak jak ona za pomocą pośredników. Niby taka wykształcona, dobrze wychowana z manierami itd.( a ja wieśniara, której nie chciało się obronić pracy licencjackiej i pójść na magisterkę) nie potrafiła przyjść i powiedzieć co ma do mnie i swojego syna tylko wygarnęła wszystko do mojej bratowej, doskonale wiedząc, że Dominika mi wszystko powtórzy. Początkowo miałam ochotę pójść i zrobić awanturę ale Michał stwierdził, że skoro nie ma odwagi powiedzieć nam tego w twarz to zlewamy ją i udajemy, że nic nie wiem i dalej robimy tak robiliśmy, czyli nie angażujemy szanownej mamusi w nasze życie. Nie może biedna przeżyć, że nie miała prawa głosu w urządzaniu naszego domu, który przecież w połowie jest babci, a my tak wszystko sami, nic nam nie można powiedzieć. Mogę śmiało stwierdzić, że im mniej ich w naszym życiu tym lepiej, wszystkie kłótnie jakie między nami wybuchają są właśnie przez nich. Może nie tyle przez teścia co przez teściową. Mój teściu to dobry człowiek wbrew pozorom i jakby mógł nieba by wnukowi przychylił, a moja teściowa to zimna, wyrachowana baba, pozbawiona prawdziwych uczuć, stwarzająca tylko pozory dla ludzi i świata. Nie o niej miał być post więc na tym kończę.
Jak się nam tu żyje, szczerze powiem u nas na osiedlu jest prawie jak na wsi, cisza, choć dopiero popołudniu bo jest tu jeszcze plac budowy i do 15-stej praca wre, powiedzmy. Jako, że do naszej szeregówki wprowadziliśmy się jako pierwsi jesteśmy skazani na remonty i wykończanie sąsiadów z boku, czyli hałasy, hałasy, hałasy. Przyzwyczaiłam się już do życia na budowie i mało rzeczy mi w tej chwili przeszkadza. Może dlatego, że sąsiadów mamy super, no przynajmniej jednych bo drugich nie znamy. Młode małżeństwo jeszcze bezdzietne, bardzo sympatyczni, mili, normalni. Nic im nigdy nie powiedziałam, ale nie zaczynają remontów wcześniej jak o 9, nie wiem czy szanują to, że mamy dziecko o zdają sobie sprawę, że może spać troszkę dłużej. Z takimi ludźmi można żyć za płotem. Tak mamy już płot i z jednej strony się cieszę a z drugiej kawy z sąsiadką w ogródku ciężko się napić bo trzeba latać dookoła. Mikołaj bardzo ich polubił, w końcu małżeństwo belfrów to podejście do dzieci mają :-) Mikołaj to w ogóle ma kolegów budowlańców, kierownik budowy top drugi dziadek, jak nie było płotu biegał z nim po całej budowie, stróż to super wujek, można z nim chodzić na obchód budowy wieczorem i nawet do kałuży pozwoli wpaść. Nasze dziecko jest tu szczęśliwe, nie brakuje mu miejskiej dżungli, brakuje mu tylko rówieśników i ulubionego kumpla Filipa, z którym widział się prawie codziennie a teraz jak się uda raz na tydzień. Zawsze rozstają się z płaczem, super się bawią, miło na nich popatrzeć. Niestety Filip z rodzicami też wyprowadził się pod Wrocław i to z drugiej strony także mamy do siebie kawałek. Młody tęskni za Filipem, mi brakuje towarzystwa, bo sąsiadka jest sporadycznie na budowie, nie mogę się doczekać aż się wprowadzą. Czy zamieniłabym nasze teraźniejsze życie na życie w mieście, zdecydowanie nie, nie tęsknię za miastem, za hałasem, za spalinami. Mamy do Wrocławia na tyle blisko, że zawsze można podjechać, ale żyć tam już bym nie chciała i to nie chodzi już o naszych poprzednich sąsiadów.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Już u siebie

Przeprowadziliśmy się prawie 3 tygodnie temu. Oczywiście ostatnie dni pobytu w starym domu nie upłynęły w ciszy i spokoju bo uroczy sąsiedzi postanowili na koniec dać nam do wiwatu. Nie wiem skąd w ludziach tyle nienawiści, zawiści i nie wiem jeszcze czego. Nawet nie wiecie ile warte są poranki, dnie i noce bez tych ludzi, wolność, czuję się tak jakby mi ktoś zdjął z pleców olbrzymi ciężar i chyba nie tylko ja bo muszę przyznać, że nasze małżeństwo ostatnimi czasy kwitnie, Jest sielsko, anielsko jak na wiecznych wczasach, niestety wczasów niedługo koniec bo wprowadza się babcia i sielanka się skończy. Mam cichą nadzieję, że babci nie spodoba się życie na bagnach, bez telefonu i możliwości plotkowania z koleżankami i szybko wróci do teściów, oby, dam na mszę w tej intencji. Osiedle jest jeszcze nie zamieszkałe także nudno tu jak cholera, mamy jednych sąsiadów ale z nimi to tylko dzień dobry i tyle. Mamy też stróża bo budowa jeszcze trwa i pan pilnuje dobytku i gdyby nie on nie byłoby do kogo gęby otworzyć, łapiemy się z Michałem na tym, że wypatrujemy go jak przychodzi pora, że powinien być. Mamy też nowego członka rodziny, nazywa się Kubuś choć moim skromnym zdaniem jest to dziewczynka, jak urośnie się okaże. Dom powoli nabiera kształtów domu a nie przypomina krajobrazu jak powojnie, meble dzięki mej ukochanej bratowej zostały skręcone, sama skubana większość skręciła, zdolna bestia nie ma co. Zabudowa przedpokoju dziś ruszyła do realizacji za tydzień ma być montaż i doczekać się nie mogę bo tam jeszcze panuje ogólny rozgardiasz, a jakby nie było to wizytówka domu jest więc teraz nie najlepiej o nas świadczy. To chyba tyle z nowego miejsca zdjęcia będą a część z Was serce domu czyli salon i królestwo pani domu czyli kuchnie mogło zobaczyć na fb.

środa, 27 marca 2013

pożegnania czas

Wiedziałam, że kiedyś to nastąpi, czy byłam na to przygotowana, nie wiem, nie wiem czy można się przygotować na odejście bliskiej osoby. Choć każda wizyta utwierdzała mnie w przekonaniu, że każdy dzień jest dla niej cierpieniem, każdy dzień to męka a śmierć będzie końcem tych cierpień i ukojeniem. Nadszedł dzień, którego bałam się najbardziej po odejściu rodziców, odeszła cicho jak powiedział dzisiaj ksiądz. Dzisiaj pożegnałam na zawsze swoją babcią, która przeżyła wiele, nie miała lekko, życie jej nie rozpieszczało, a ostatnie miesiące były udręką, dla niej, nie dla nas. Żal było patrzeć jak się męczy, ale czy wypada prosić o śmierć. Odeszła a ja czuję ogromny spokój, chyba jeszcze takiego nie czułam w życiu, jest smutek, jest żal bo coś bezpowrotnie w moim życiu się zmieniło. Kolejny rozdział, kolejny etap. Cały czas zastanawiam się czy są tam teraz wszyscy razem, mam nadzieję, że są i są szczęśliwi

sobota, 16 marca 2013

Home sweet home

Tak, tak można powiedzieć, że w dniu dzisiejszym kupiliśmy dom, póki co podpisana umowa przedwstępna, umowa notarialna będzie podpisana w ciągu najbliższych dwóch tygodni, wtedy oficjalnie staniemy się  właścicielami domu. Można śmiało pokusić się na określenie dom, bo jest to domek w zabudowie szeregowej z kawałkiem ogródka, garażem, ogromnym tarasem i ciut mniejszym balkonem. Teraz to dopiero się zacznie, urządzanie, wyprawy do sklepów, projektowanie itd. Nieoceniona pomoc blogowej koleżanki przy trudnych decyzjach, dziękuje Sylwia i przepraszam za zamęczanie:-) znalazłam alternatywę dla Twoich płytek choć ciężko znaleźć mi je we Wrocławskich sklepach, a przez internet jak rozmawiałyśmy strach zamawiać. Może coś jeszcze wpadnie mi w oko. Okazuje się, że całkiem niezły ze mnie projektant, wczoraj zaprojektowałam sobie łazienki, sama, jestem z siebie dumna.
Sąsiedzi i ich głupie zagrywki przestały robić na mnie wrażenie, luz totalny, olewka po całości na wszystko. Na syf na korytarzy też, ostatecznie to już nie mój korytarz to co mam się ścierać i go sprzątać. Odkąd tu mieszkamy sprzątałam ja a hrabianka palcem nie kiwnęła, a teraz chce pokazać kochasiowi jaka to ona jest porządna i jak wielce sprząta i ma me błogosławieństwo.
Za dwa tygodnie wyjeżdżam, muszę zaopiekować się dziećmi brata,by on mógł przyjechać siostrzyczce zrobić mieszkanko na glancuś.  Niestety życie jest takie, że bratowa ma musi opuszczać rodzinę i jechać zarabiać na chleb do obcego kraju. Ja to się nawet cieszę, nie z wyjazdu bratowej bo jest mi bardzo bliska i tęsknię za nią strasznie. Cieszę się, że opuszczę ten lokal na przynajmniej dwa tygodnie, odpocznę, naładuję baterię, wrócę, po wkurzam sąsiadów i się wyprowadzę. A wtedy miejmy nadzieję będzie już piękna wiosna, ciepełko, zero błota i chlapy i wreszcie przestanę marznąć w nogi. Strasznie długo trzyma ta zima w tym roku, ja wiem, że teraz szczapy kolej odśnieżania i powinna nadrobić za całe życie, ale już niech odpuści ten śnieg i dowali jej jeszcze w grudniu, a teraz wypad.
W sumie to chyba jeszcze do mnie nie dociera to co się dzieje, bo to jest tak nieprawdopodobne. Myślałam,  że będziemy na nich skazani do końca życia, nie sądziłam, że kiedykolwiek zostanie podjęta taka decyzja, przynajmniej nie póki żyje babcia. A babcia chyba chce mieć spokój na reszta życia i nie ma ochoty się z idiotami ścierać, choć w sumie nie musiała bo mieszka teraz u teściów. Szkoda gadać bo za 2,5 miesiąca może szybciej będzie po wszystkim, nie zobaczę ich nigdy więcej, nikt mi już nie będzie wietrzył, nie będę marznąć, słuchać trzaskania drzwiami, darcia mordy itd.

środa, 6 marca 2013

Choć życie czasem rzuca kłody

Czasem człowiekowi się wydaje, że koniec jego prblemów jest bliski i wszystko idzie ku lepszemu, że jeszcze chwila i dostanie klucze do swojego nowego mieszkania, a ze starym i "uroczymi" sasiadami niebawem się pożegna, kiedy wszystko jest na wyciągnięcie ręki okazuje się, że nic z tego. Perspektywa, że nie uda nam się prędko sprzedać bo jakby nie patrzeć chętni nie walą drzwiami i oknami i bark nadzieji na lepsze jutro jest tak dołujący, że żyć się odechciewa. Wściekłość, żal, smutek, bezradność. A dziś... dziś wszystko się zmieniło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdzki, przyszła wiosna, no może jeszcze nie wiona, ale wyszło upragnione słońce i perspektywa rychłego zrzucenia zimowej kurtki i butów podnosi człowieka na duchu do tego stopnia, że chce się żyć, chce  się rano wstać i wyjść z dzieckiem na spacer, do parku, naszego ukochanego parku, chyba najpiękniejszego parkku we Wrocławiu. Jest słońce, jest ciepło, jest słońce i jest perspektywa. Dziś podpisalismy umowę i od dziś oficjalnie stalismy się osobami bezdomnymi mieszkającymi już nie w swoim mieszkaniu. Udało się sprzedaliśmy to przeklęte mieszkanie, choć pani zafundowała nam wiele nerwów, choć nie raz na niej psy wieszałam, bo sama nie wiedziała czego chce. W końcu się zdecydowała, troszkę jeszcze zeszliśmy z ceny i poszło. Nie ma chyba niczego cenniejszego niż święty spokój i świadomość, że chyba oto trafiła kosa na kamień i nowa właściecielka, ma zamiar pokazać gówniarze, że  nie jest taka ważna jak się jej zdaje. Wiedziałam, że jest sprawiedliwość i prędzej czy później zapłaci za to wszystko co nam zrobiła, nie sądziłam jednak, że będzie to raczej prędzej.
Nie wiem, nie rozumiem jak można być tak złośliwym i tak kłamać, chyba nie jesteśmy do końca w stanie kogoś poznać, nigdy bym nie przypuszczała, że ona jest aż tak podła a już na pewno, że jest takim kłamczuchem. Myślała, że nakłamie, oczerni nas, postraszy a tym samym zrazi potencjalnych kupców ależ będzie miała zdziwioną minę jak zobaczy, że pani się jednak zdecydowała.

środa, 6 lutego 2013

Wszystko idzie ku lepszemu ale...

Zycie jest okrutne i zawsze musi być jakieś ale, nigdy nie może być tak jakbyśmy chcieli, jak sobie zaplanowaliśmy, wymarzyliśmy. Do tej pory perspektywa nowego, własnego m była odległą przyszłością, nie pokładaliśmy wielkich nadziei w tym, że sprzedamy to przeklęte mieszkanie, kiedy marzenia prawie stały się rzeczywistością i nowe mieszkanie jest na wyciągnięcie ręki pojawiło się to ale. Początkowo zupełnie nie brane pod uwagę bo też w trakcie wcześniejszych rozmów zdanie było inne. Chodzi o babcię Michała, na początku deklarowała dożywotnie pozostanie u teściów, a mieliśmy wreszcie mieszkać sami na swoim, po swojemu i nagle dupa, babcia postanowiła zamieszkać z nami. nie powiem szczęśliwa z tego powodu nie byłam i nie jestem, ale teraz decyzja babci znacznie skomplikowała naszą sytuację. mamy na oku dwa mieszkania, w sumie jedno to jest pół bliźniaka, każde w zupełnie innych częściach miasta. Pół bliźniaka bardziej odpowiada nam pod względem komunikacji z resztą miasta, przedszkola bo jest tam publiczne, mojej pracy, która stanęła pod znakiem zapytania w związku z wyprowadzką. Standard mieszkania tego w bliźniaku jest wyższy i bardziej nam pasujący, wszystko byłoby git gdyby nie fakt,że ma mieszkać z nami babcia, bo tam oprócz salonu z aneksem kuchennym są tylko dwa pokoje także nie ważne,że nam młodym bardziej to mieszkanie odpowiada, musimy wziąć dla nas mniej korzystne bo tam jest pokój dla babci, nie ważne, że będę musiała dowozić Mikołaja do przedszkola do sąsiedniej miejscowości, że nie będę miała pracy bo tak daleko nim mi nie będzie dziecka do domu dowoził. Wszystkie palny wzięły w łeb i chyba perspektywa nowego m w tej chwili bardziej mnie przygnębia niż cieszy, chodzę wkurzona na maxa zamiast się cieszyć. Nie wiem co ja złego w życiu zrobiłam, że nigdy nie może być tak jak bym ja chciała  jakby nam było lepiej, tylko jak zwykle musimy się liczyć z innymi i dopasować do całej reszty. Nie wiem czy będzie nam dane mieszkać kiedykolwiek bez towarzystwa.